Amber Lyon
reset.me
28 May 2014

Amber Lyon jest byłą korespondentką śledczą CNN, laureatką nagrody Emmy.

Chciałabym, abyście cofnęli się o krok wstecz i oczyścili swój umysł z całej nagromadzonej w nim przez lata propagandy. Jak świat długi i szeroki rządy okłamywały nas przez dziesięciolecia na temat korzyści medycznych marihuany. Okłamano nas także co do psychodelików.

Udowodniono, że te niepowodujące uzależnienia substancje: MDMA, ayahuasca, ibogaina, grzybki psylocybinowe, meskalina i wiele innych – są w stanie szybko i skutecznie pomóc ludziom w uzdrowieniu traumy, stanów lękowych, PTSD, uzależnień i depresji.

Psychodeliki uratowały mi życie.

Moje doświadczenia ze stanami lękowymi i symptomami PTSD

W stosunkowo młodym wieku rozpoczęłam karierę zawodową pracując jako korespondentka dla stacji CNN oraz niezależna dziennikarka. Byłam głosem i wyrazicielką opinii ludzi uciskanych, prześladowanych i marginalizowanych. Moja praca zbliżała mnie do doświadczeń osób będących źródłem moich informacji, wraz z którymi przeżywałam ich historię, aby faktycznie ją zrozumieć i móc potem właściwie odzwierciedlić.

Moje przemówienie na konferencji prasowej w Libanie na temat łamania praw człowieka, którego byłam świadkiem podczas pracy w Bahrajnie.

Po kilkunastu latach pracy w tym zawodzie zdałam sobie sprawę, że zagłębiłam się tak mocno w ludzkie cierpienie i traumę przeżywaną przez osoby, z którymi przeprowadzałam wywiady, że sama zaczęłam odczuwać tego objawy w postaci bezsennych nocy, a jeśli już udało mi się zasnąć, to widziałam ich cierpiące twarze w moich ponurych snach. Stwierdziłam, że spędziłam zbyt dużo czasu pochłonięta rzeczywistością przepełnioną desperacją i naznaczoną ludzkim nieszczęściem, któremu nie byłam w stanie zaradzić i to odcisnęło piętno na moim umyśle i ciele. Praca korespondenta raportującego wydarzenia na krawędzi życia i śmierci doprowadziła mnie samą na skraj emocjonalnego szaleństwa. Nie umiałam dać sobie rady z towarzyszącym mi nieustannie niepokojem, który narastał do monstrualnych rozmiarów dając o sobie znać ciągłym stanem emocjonalnego pobudzenia, utratą pamięci krótkotrwałej, bezsennością i nadpobudliwością. Odczuwałam palpitacje serca i miałam wrażenie, że znajduję się nad przepaścią, w której czeka na mnie śmierć.

Dlaczego wybrałam psychodeliczny narkotyk lekarstwo

Podczas pracy w CNN zajmowałam się prawami człowieka i kwestiami ochrony środowiska.

Leki przepisywane na receptę i antydepresanty służą określonemu celowi, ale ja wiedziałam, że to nie jest właściwa dla mnie ścieżka terapii po moich doświadczeniach reporterskich na temat noworodków uzależnionych od leków, które brały ich matki w ciąży, skutkujących rozległymi efektami ubocznymi i niemożnością wyjścia z nałogu. Zdawałam sobie sprawę, że leki te maskują symptomy poważnej choroby i są rodzajem bandażu przylepionego na miejsce, w którym tkwi kula postrzałowa.

Odwiedzając podcast Joe Rogana w październiku 2012 natknęłam się na informacje o właściwościach terapeutycznych substancji psychoaktywnych. Joe opowiadał, że grzybki psylocybinowe zmieniły jego życie oraz o ich potencjale transformacji losów ludzkości na lepsze. Moją pierwszą reakcją było niedowierzanie i pobłażliwy uśmiech, ale ziarenko zostało zasadzone, po to żeby wkrótce wykiełkować.

Początkowo psychodeliki wydawały się dziwnym wyborem dla kogoś takiego jak ja. Wychowałam się w środkowo-zachodnich Stanach i przez 30 lat byłam karmiona propagandą na temat tego, jak potwornie szkodliwe są te substancje dla mojego zdrowia. Możecie sobie wyobrazić moje ogromne zdziwienie, gdy podcast Rogana uświadomił mi absolutnie pozytywne efekty zastosowania tych specyfików, które działają bardziej jak leki, a nie narkotyki oraz jak bardzo jesteśmy wprowadzani w błąd, gdy autorytety w tym względzie klasyfikują psychodeliki jako substancje narkotyczne, nie posiadające żadnej wartości medycznej, choć szereg badań naukowych się z tym nie zgadza.

Psychodeliczna podróż po świecie

W przeszłości miałam sporadyczne doświadczenia z marihuaną, które polegały na okazjonalnym zapaleniu jointa w colleage’u. W marcu 2013 roku poleciałam do miejscowości Iquitos w Peru, aby spróbować jednego z najmocniejszych psychodelików na świecie. Po wylądowaniu skierowałam się do dżungli amazońskiej ze ślepą wiarą w substancję, której jeszcze tydzień wcześniej nie potrafiłam wymówić: ayahuasca.

Napar z ayahuasci przygotowuje się, łącząc liście chacruna, które zawierają silny psychodelik DMT, z pnączem ayahuasca.

Ayahuasca to herbata lecznicza zawierająca związek psychodeliczny o nazwie dimetylotryptamina, lub DMT. Aktualnie napój ten szybko rozprzestrzenia się w świecie po tym jak stwierdzono, że posiada on moc leczenia nadpobudliwości, PTSD, depresji, bólu o niewyjaśnionych przyczynach oraz wielu innych fizycznych i psychicznych dolegliwości. Badania przeprowadzone wśród osób stosujących ayahuascę przez dłuższy czas wykazały, że dużo rzadziej popadają w nałóg oraz że mają podwyższony poziom serotoniny, neuroprzekaźnika odpowiedzialnego za poczucie szczęścia.

Gdybym miała jakiekolwiek wątpliwości, to i tak szybko bym się ich pozbyła po moim pierwszym doświadczeniu z ayahuascą. Dziwnie smakująca herbata zaraz po spożyciu zaczęła wibrować w moich żyłach, a po dotarciu do mózgu czułam jak skanuje całe moje ciało. Zaczęłam dostrzegać kolory dużo intensywniej, a wszystkie przedmioty w polu widzenia przybrały geometryczne kształty. Zobaczyłam przed sobą mur z cegieł, na którym ogromnymi literami było napisane słowo: „niepokój”. Coś wyszeptało: „musisz wyleczyć się z tego niepokoju”. Weszłam w stan marzeń sennych, podczas których traumatyczne przeżycia zostały uwolnione z mojej podświadomości. Miałam wrażenie, że oglądam film z całego mojego dotychczasowego życia w roli obiektywnego obserwatora przeżytych doświadczeń. Głęboko retrospektywny film przewijał się w moim umyśle uwalniając z niego najbardziej bolesne sceny: rozwód moich rodziców, gdy miałam zaledwie 4 lata, moje dotychczasowe związki, pobyt na komisariacie policji w związku z fotografowaniem protestu w Anaheim oraz bycie przygniecioną przez tłum podczas relacjonowania protestów w Chicago. Ayahuasca umożliwiła mi przetrawienie tych wydarzeń, oddzielając strach i negatywne emocje od wspomnień. Doświadczenie to porównałbym do wielu lat terapii, które zrealizowałam podczas 8-godzinnej sesji z ayahuascą.

Samo doświadczenie oraz wiele innych psychodelicznych wizji było jednak momentami przerażające. Ayahuasca nie jest dla wszystkich – trzeba chcieć powrócić do głęboko skrywanych, mrocznych pokładów naszej podświadomości i poddać się niekontrolowanym odruchom oraz gwałtowności, z jaką działa ta terapia. Ayahusca skutkuje również silnymi wymiotami i biegunką, co szamani określają jako objawy ozdrowieńcze, które pomagają pozbyć się traumy z naszego organizmu.

Po siedmiu sesjach z ayahyascą w dżungli peruwiańskiej ustąpiła mgła otaczająca mój umysł. Znowu byłam w stanie spać, zauważyłam poprawę mojej pamięci i towarzyszący temu mniejszy niepokój. Przez kolejny rok podróżowałam szukając kolejnych znachorów, szamanów, nauczycieli, starając się zdobyć maksymalnie dużo informacji na temat tej rośliny. Przekonałam się do spróbowania grzybków psylocybinowych po przeczytaniu informacji o tym, że są skuteczne w łagodzeniu stanów niepokoju u pacjentów chorych na nowotwory. Terapia ayahuascą uświadomiła mi moją dolegliwość, którą były męczące mnie stany wewnętrznego niepokoju. Wiedziałem, że nadal mam przed sobą pracę do wykonania, aby się tego pozbyć. Grzybki psylocybinowe nie są neurotoksyczne, nie powodują uzależnień, a badania pokazują, że nie tylko pomagają w złagodzeniu stanów lękowych i nadpobudliwości, ale prowadzą również do neurogenezy i regeneracji komórek mózgowych. Dlaczego rządy krajów na całym świecie robią wszystko, aby nie były one dostępne dla ludzi?

Curandera błogosławi mnie, kiedy spożywam liść pełen grzybów psilocybinowych w ramach ceremonii uzdrawiania.

Z Peru pojechałam do szamanów w Oaxaca w Meksyku. Mazatekowie stosowali grzybki psylocybinowe dla celów medycznych, traktując je od setek lat jak sakrament leczniczy. Curandera Dona Augustine podała mi liść pełen tych grzybków podczas pięknej ceremonii przed ołtarzem w świątyni katolickiej, śpiewając pieśni znane od tysięcy lat, a ja patrzyłam na urzekający zachód słońca w górskiej miejscowości Oaxaca. Piękno tego wydarzenia pochłonęło mnie bez reszty. Nagle zaczęłam szlochać, a z każdą wylaną łzą uwalniała się część traumy, którą nosiłam w sobie przez wiele lat, pomagając mi pozbyć się wewnętrznej toksycznej energii.

Grzyby psilocybinowe nie są neurotoksyczne, nie uzależniają, a badania przeprowadzone na Uniwersytecie Południowej Florydy wykazały, że mogą naprawić uszkodzenia mózgu powstałe w wyniku urazu.

Najbardziej zdumiało mnie to, że grzybki psylocybinowe wyciszyły tę najbardziej samokrytyczną część mojego umysłu, co pozwoliło mi na przetworzenie traumatycznych wspomnień bez zwykle towarzyszącego im strachu i emocji. Pomogło mi to przypomnieć sobie i przetrawić jeden z najbardziej przerażających momentów mojej kariery zawodowej, tj. gdy zostałam zatrzymana w Bahrajnie, z pistoletem wycelowanym we mnie, podczas filmowanie materiału na film dokumentalny dla CNN. Tłumiłam i wypierałam z siebie wspomnienia jak zamaskowani mężczyźni z bronią wycelowaną we mnie i w moją załogę zmusili nas do położenia się na ziemi, trzymając nas przez pół godziny na muszce. Nie wiedziałam czy przeżyjemy.

Spędziłam wiele bezsennych nocy desperacko poszukując wspomnień z tego dnia, lecz były one zamknięte w mojej podświadomości. Wiedziałam jednak, że to mnie będzie prześladować, gdyż ilekroć znajdowałam się w sytuacji krzyku, odgłosu helikopterów, strzałów z broni, tłoku, pędu czy paniki, czułam w całym moim ciele gwałtowny przypływ wszechogarniającego strachu.

Psylocybina stała się kluczem do odblokowania zgromadzonej we mnie traumy i z każdą mijającą chwilą pogłębiało się moje, choć docierające z zewnątrz, uczucie ulgi i uwolnienia, tak jakby obiektywny, pozbawiony emocji, zewnętrzny obserwator podawał mi pomocną dłoń. Zajrzałam do samochodu CNN i zobaczyłam poprzednie wcielenie siebie samej na tylnym siedzeniu, przerażoną hukiem nadlatujących helikopterów. Mój producent Taryn siedział po mojej prawej stronie i próbował desperacko zamknąć drzwi samochodu, by jak najszybciej uciec z tego miejsca. Usłyszałam jego krzyk „pistolety” i zaraz potem zobaczyłam zamaskowanych mężczyzn z wycelowaną w nas bronią i otaczających nasz samochód. Ujrzałam siebie wyskakującą z samochodu i lądującą na ziemi. Kurz i piach pokryły moją twarz i ciało. Widziałam też jak wyciągam mój identyfikator CNN przed siebie krzycząc „CNN, CNN, nie strzelajcie!” Patrzyłam na swoją wykrzywioną z bólu twarz, gdy napastnicy zaczęli gnębić mojego drogiego przyjaciela, aktywistę praw człowieka Nabeel’a Rajab’a, a ja przez cały czas musiałam trzymać ręce w górze i modliłam się, żeby taśmy wideo, które ukrywałam pod ubraniem nie wypadły na ziemię.

Podczas ceremonii psylocybina odblokowuje traumatyczne wspomnienia przechowywane głęboko w mojej podświadomości, dzięki czemu mogę je przetworzyć i uzdrowić. Doświadczenie to jest intensywnie introspektywne.

W miarę uwalniania się ze wspomnień tego wydarzenia i przetwarzania ich począwszy od uczucia paraliżującego strachu do poczucia spokoju i bezpieczeństwa, oswoiłam się z myślą, że ocalałam fizycznie i mentalnie, zaś stan ten nie jest chwilowy, lecz permanentny. Pięć sesji z psylocybiną wyleczyło mnie z poczucia lęku, niepokoju i symptomów PTSD. Skurcz żołądka, który na stałe mi towarzyszył nagle zniknął, dając ulgę i komfort.

Substancje psychodeliczne nie stanowią panaceum na wszystko. Dla mnie stały się one kluczem otwierającym drzwi do terapii, którą kontynuuję w formie medytacji i jogi.

Aby psychodeliki były skuteczne, muszą być aplikowane w spokojnym i relaksującym otoczeniu, z właściwym nastawieniem umysłu, sprzyjającym terapii. Należy również upewnić się, czy nie są one podawane wraz innymi lekami, gdyż mieszanka np. ayahuasci z antydepresantami może okazać się śmiertelna. Na szczęście ja zawsze miałam dociekliwą naturę, kwestionującą uznane autorytety i przyjęte bezkrytycznie prawdy. Gdybym poprosiła lekarza o receptę i czekała biernie, aż mój stan się poprawi, nigdy nie odkryłabym możliwości tkwiących w mojej głowie i sercu. Gdybym zażywała psychotropy i wierzyła, że „narkotyki” są z gruntu złe i nie mają żadnej wartości terapeutycznej, to po dziś dzień toczyłbym walkę z PTSD.

Stworzenie „Reset.me”

W świecie gloryfikującym wojny, przemoc, komercję, destrukcję środowiska i cierpienie zakazuje się stosowania metod terapeutycznych, przywracających pokój wewnętrzny. „Wojna z narkotykami” nie jest oparta na podstawach naukowych. Gdyby faktycznie była, wówczas dwie z siejących śmierć substancji narkotycznych, tj. alkohol i tytoń byłby nielegalne. Ludzie cierpiący z powodu traumy staliby się ofiarami wojen, jakie stoczyli, bez nadziei na korzystanie z najbardziej skutecznych metod terapeutycznych.

Ludzkość pogrążyłaby się w szaleństwie.

Spędziłam dziesięć lat w swojej pracy dziennikarskiej przyglądając się obłędowi wojny, rozlewowi krwi, niszczeniu środowiska naturalnego, niewolnictwu seksualnemu, kłamstwom, uzależnieniom, przerażeniu i wściekłości. Przez cały jednak czas skupiałam się na niewłaściwych czynnikach, tj. na symptomach chorego społeczeństwa, a nie na podstawowych ich przyczynach, którymi są nieprzepracowane i nieuwolnione przeżycia traumatyczne.

Podczas kręcenia filmu dokumentalnego o nadmiernym zanieczyszczeniu oceanów plastikiem Lyon i naukowiec rozcinają żołądek ryby, aby sprawdzić, czy nie zawiera on plastikowych śmieci.

Każdy z nas nosi w sobie jakiś ból i cierpienie. Jest ono w przestępcy stosującym przemoc, w zdradzającym współmałżonku, w skorumpowanymi polityku, w ludziach cierpiących z powodu chorób umysłowych, nałogów, jak również w tych, którzy boją się w życiu ryzykować i wykorzystać cały tkwiący w nich potencjał. Jeśli trauma nie jest właściwie odblokowana i oczyszczona, wówczas cementuje się z twardym dyskiem naszego umysłu, rozrasta jak najgorszy pasożyt, jak pijawka wysysa z nas radość życia. Doznane rany utrzymują nas w szponach strachu, złapane w pułapkę ciało nie odzwierciedla tego, co faktycznie gra w duszy, poddaje się codziennym, żmudnym czynnościom bez radości i pasji, powtarzając ten urągający cykl, niszcząc swoje środowisko, zadając ból innym. Najgłębsze rany zadawane są w okresie dzieciństwa, nie pozwalając właściwie dorosnąć i kierując człowieka na drogę pozbawioną szczęścia. Znany ekspert ds. nałogów Gabor Maté powiedział: „Główną przyczyną silnego uzależnienia jest zawsze trauma z dzieciństwa”.

Żyjemy w świecie pełnym ran, które jeśli nie zostaną wyleczone, są przekazywane z pokolenia na pokolenie, a traumatyczny cykl toczy się dalej wraz całym impetem swej destrukcyjnej brutalności.

Jest jednak iskierka nadziei. Możemy zmienić bieg rzeczywistości poprzez zbiorowe oczyszczanie się z żalu i cierpienia, umożliwiające jednoczesne wyleczenie na poziomie indywidualnym przy pomocy substancji psychodelicznych. Jeśli każdy z nas przejdzie taką terapię, zauważymy ogromną, pozytywną zmianę w całym społeczeństwie.

Założyłam stronę Reset.me, aby tworzyć i gromadzić artykuły dziennikarskie na temat samoświadomości, naturalnych leków i terapii. Terrence McKenna, zajmujący się badaniem substancji psychodelicznych, porównuje stosowanie tych preparatów do naciskania klawisza „reset” swojego wewnętrznego twardego dysku, który oczyszcza ze spamu i pozwala zaczynać od nowa. Ja stworzyłam Reset.me, aby pomóc skontaktować się i połączyć tym, którzy mają potrzebę skorzystania z takiego klawisza w życiu, dostarczając informacji na temat narzędzi pomagających nam w samowyleczeniu.

Fakt, że substancje psychodeliczne nie są ogólnie dostępne uważam za ograniczenie praw człowieka. Trudno pogodzić się z tym, że rządy na całym świecie zakazały stosowania leków mających możliwości uzdrowienia naszych dusz z zadanego im cierpienia.

Najwyższy czas, aby zatrzymać ten obłęd.

tłumaczenie: Hanna Baurowicz-Fujak dla strony Wiedzaochrania.pl