John Lee MD
Sott.net
30 Mar 2020 10:44 UTC
Ogłaszając najbardziej rygorystyczne ograniczenia wolności osobistej w historii naszego narodu, Boris Johnson zdecydowanie zastosował się do zaleceń udzielonych mu przez ekspertów i doradców rządowych, którzy wydają się być spokojni i zgodni w tej kwestii. W obliczu nowego zagrożenia epidemią, przy rosnącej codziennie liczbie zachorowań, każdy inny premier zachowałby się podobnie.
Chciałbym jednak przedstawić pewne aspekty, które były pomijane w ostatnich tygodniach, a które wskazują na odmienną interpretację statystyk w stosunku do tych, którymi dysponuje rząd. Jestem emerytowanym profesorem patologii i konsultantem Narodowej Służby Zdrowia ds. patologii, który spędził większość życia zawodowego pracując na rzecz służby zdrowia i rozwoju nauki – w dziedzinach, które nadzwyczaj często cechuje bardziej wątpliwość niż pewność, tj. w których istnieje możliwość różnej interpretacji aktualnych danych. Jeśli niektóre z tych innych interpretacji okażą się poprawne, lub przynajmniej bliższe prawdy, wówczas wnioski dotyczące podejmowania wymaganych działań również odpowiednio się zmienią.
Najprostszym sposobem oceny, czy mamy do czynienia z wyjątkowo śmiertelną chorobą, jest sprawdzenie statystyk śmiertelności. Czy umiera więcej ludzi, niż moglibyśmy oczekiwać, że umarłoby w danym tygodniu lub miesiącu?
Ze statystycznego punktu widzenia moglibyśmy się spodziewać, że w tym miesiącu w Wielkiej Brytanii umrze około 51 000 osób. W chwili pisania tego tekstu odnotowano 422 zgony spowodowane COVID-19 – a więc 0,8 % oczekiwanej ilości całkowitej.
W skali globalnej moglibyśmy się spodziewać, że nastąpi 14 milionów zgonów w ciągu pierwszych trzech miesięcy roku. 18 944 zgony z powodu koronawirusa na świecie stanowią 0,14 % tej ilości.
Liczby te mogą wystrzelić gwałtownie w górę, ale obecnie są niższe niż statystyki dotyczące innych chorób zakaźnych, z którymi żyjemy (np. grypa). A więc to nie liczby same w sobie spowodowałyby globalne drastyczne reakcje.
Wstępne dane z Chin i Włoch sugerowały śmiertelność na poziomie od 5 do 15 %, podobnie jak w przypadku grypy „hiszpanki”. Biorąc pod uwagę, że liczba przypadków rośnie wykładniczo, pojawiło się prawdopodobieństwo wystąpienia takiej ilości zgonów, z jaką żaden system opieki zdrowotnej na świecie nie byłby w stanie sobie poradzić. Konieczność uniknięcia tego scenariusza jest uzasadnieniem dla wdrożonych środków: uważa się, że grypa „hiszpanka” zainfekowała w przybliżeniu jedną czwartą światowej populacji w latach 1918–1920, lub około 500 milionów osób przy 50 milionach zgonów. Opracowano plany awaryjne na wypadek pandemii, gotowe do wdrożenia, gdyby taka sytuacja się powtórzyła.
W chwili pisania tego tekstu 422 zgony odnotowane w Wielkiej Brytanii i 8 077 przypadków zarażeń daje śmiertelność na poziomie 5 %. Jest to często wymieniane jako powód do niepokoju, w przeciwieństwie do śmiertelności spowodowanej grypą sezonową, którą szacuje się na około 0,1 %. Powinniśmy jednak bardzo uważnie przyjrzeć się danym, które posiadamy. Czy te liczby są porównywalne?
Większość wykonanych w Wielkiej Brytanii testów na obecność koronawirusa przeprowadzono w szpitalach, w których występuje duża koncentracja pacjentów podatnych na skutki jakiejkolwiek infekcji.
Każdy, kto pracował z osobami chorymi, wie, że wykonywanie tego typu testów wyłącznie w szpitalach zawyża rejestrowaną agresywność infekcji. Ponadto mamy do czynienia tylko z przypadkami COVID-19 zdiagnozowanymi wśród ludzi już chorych lub mających objawy na tyle dokuczliwe, że poddano ich testom. De facto, jest o wiele więcej osób nieświadomych, że mają wirusa, gdyż przechodzą infekcję bezobjawowo lub z łagodnymi objawami.
Właśnie dlatego, kiedy w Wielkiej Brytanii zdiagnozowano 590 przypadków, sir Patrick Vallance, główny doradca rządu reprezentujący środowiska naukowe, zasugerował, że rzeczywista liczba to prawdopodobnie od 5 000 do 10 000 przypadków, 10 do 20 razy więcej. Jeśli ma rację, to śmiertelność spowodowana tym wirusem może być od 10 do 20 razy niższa, tj. od 0,25 % do 0,5 %. To sprawia, że wskaźnik śmiertelności z powodu COVID-19 jest podobny do tego, z jakim mamy do czynienia w przypadku infekcji grypowych.
Ale istnieje jeszcze jeden, potencjalnie dużo poważniejszy problem: sposób rejestrowania zgonów. Jeśli ktoś umiera z powodu infekcji dróg oddechowych w Wielkiej Brytanii, konkretna przyczyna infekcji zwykle nie jest rejestrowana, chyba że dolegliwość jest rzadką „chorobą podlegającą odnotowaniu”. Tak więc, zdecydowana większość zgonów z powodu chorób układu oddechowego w Wielkiej Brytanii jest rejestrowana jako zapalenie oskrzeli, zapalenie płuc, podeszły wiek lub temu podobne określenie. Nie testuje się zarażeń grypowych, ani też innych sezonowych infekcji. Jeśli pacjent ma, np. raka, stwardnienie zanikowe boczne, lub inną poważną chorobę, zostanie to wpisane jako przyczyna śmierci, nawet jeśli przyczyną zgonu była infekcja dróg oddechowych. Oznacza to, że oficjalnie podawana w Wielkiej Brytanii ilość zgonów z powodu infekcji dróg oddechowych jest zdecydowanie zaniżona.
A teraz przyglądnijmy się temu, co się wydarzyło od czasu pojawienia się COVID-19. Lista chorób podlegających obowiązkowi zgłoszenia została zaktualizowana. Na tej liście –oprócz ospy (zachorowalność na którą nie występuje od wielu lat) oraz chorób, takich jak wąglik, bruceloza, dżuma i wścieklizna (z którymi większość lekarzy w Wielkiej Brytanii nigdy się nie zetknie w całej swojej karierze) – została teraz poszerzona o COVID-19. Ale grypy na tej liście brak. Oznacza to, że każdy pozytywny wynik testu na COVID-19 musi zostać zgłoszony, natomiast nie ma to miejsca w przypadku grypy oraz większości innych infekcji.
W obecnej sytuacji każdy, kto uzyska pozytywny wynik testu na obecność COVID-19, będzie odnotowany przez personel szpitalny: jeśli którykolwiek z tych pacjentów umrze, osoba odpowiedzialna będzie musiała wpisać oznaczenie COVID-19 do aktu zgonu – w przeciwieństwie do przyjętej praktyki postępowania w przypadku większości innych infekcji wirusowych.
Istnieje duża różnica między COVID-19 powodującym śmierć, a COVID-19 zdiagnozowanym u kogoś, kto zmarł z innych przyczyn. Zgłoszenie COVID-19 w przypadku pacjenta z chorobami współistniejącymi mogłoby spowodować, że to właśnie ten wirus zostałby uznany za przyczynę zgonu zawyżając tym samym statystki, bez względu na to, czy tak faktycznie jest, czy nie. Koronawirus może wydawać się większym zabójcą niż grypa, po prostu ze względu na sposób rejestrowania zgonów.
Jeśli podejmiemy drastyczne środki w celu zmniejszenia ilości zachorowań na COVID-19, liczba zgonów również spadnie. Ryzykujemy przekonaniem, że uniknęliśmy czegoś, co tak naprawdę nigdy nie było i nie będzie tak straszne, jak się tego obawialiśmy.
Ten nietypowy sposób rejestrowania zgonów z powodu COVID-19 wyjaśnia, że większość z jego ofiar charakteryzuje się takim stanem zdrowia, który czyni je podatnymi na wszelkie wirusy sezonowe, które praktycznie nigdy nie są rejestrowane jako specyficzna przyczyna śmierci.
Przyglądnijmy się również wykresom dotyczącym COVID-19, ilustrującym statystyczny wzrost liczby przypadków oraz zgonów. Mogą one wyglądać niepokojąco. Ale gdybyśmy w ten sam sposób analizowali grypę lub inne wirusy sezonowe, odnotowalibyśmy również podobne wzrosty oraz uderzające wskaźniki śmiertelności w niektórych krajach. Na przykład Amerykańskie Centrum Kontroli Chorób publikuje cotygodniowe dane szacunkowe na temat zidentyfikowanych przypadków grypy. Najnowsze liczby ujawniają, że od września grypa zainfekowała 38 milionów Amerykanów, z których hospitalizowano 390 000 pacjentów, zaś liczba zgonów to 23 000. Nikogo nie alarmują takie dane, ponieważ grypa jest nam dobrze znana od lat.
Dane dotyczące COVID-19 są drastycznie różne w zależności od poszczególnych krajów. Spójrzmy na liczby dla Włoch i Niemiec. W chwili pisania tego tekstu Włochy odnotowały 69 176 przypadków infekcji i 6820 zgonów, co stanowi 9,9 %. W Niemczech natomiast zarejestrowano 32 986 przypadków i 157 zgonów, co daje 0,5%. Czy to świadczy, że rodzaj wirusa występującego w tych sąsiadujących krajach jest tak odmienny, że praktycznie są to dwie różne choroby? Czy może populacje tych narodów są tak inne pod względem podatności na wirusa, że śmiertelność może różnić się ponad dwudziestokrotnie? Jeśli odpowiedź na te pytania jest negatywna, to powinniśmy podejrzewać, że jest to błąd systemowy, tj. że dane dotyczące COVID-19, odnoszące się do różnych krajów, nie są bezpośrednio porównywalne.
Spójrzmy na wskaźniki w innych krajach: Hiszpania 7,1 %, USA 1,3 %, Szwajcaria 1,3 %, Francja 4,3 %, Korea Południowa 1,3 %, Iran 7,8 %. Równie dobrze moglibyśmy porównywać jabłka z pomarańczami. Rejestrowanie przypadków pozytywnego wyniku testu na koronawirusa różni się znacznie od rejestrowania tegoż wirusa jako głównej przyczyny śmierci.
Wczesne dane pochodzące z Islandii, kraju o bardzo dobrej organizacji przeprowadzania powszechnych testów wśród populacji, pokazują, że aż 50 % infekcji jest prawie całkowicie bezobjawowych. Większość pozostałych jest stosunkowo niewielka. W rzeczywistości dane z Islandii, tj. 648 przypadków i dwa związane z nimi zgony, dają wskaźnik śmiertelności na poziomie 0,3 %. Ponieważ testy obejmujące całe populacje stają się coraz bardziej powszechne w innych częściach świata, znajdziemy coraz większy odsetek przypadków, w których infekcje już wystąpiły i powodowały jedynie łagodne skutki. De facto, w miarę upływu czasu będzie to się potwierdzało, ponieważ większość infekcji ma tendencję do zmniejszania intensywności zarażeń wraz z postępem epidemii.
Jedynym oczywistym wskaźnikiem jest zgon. Jeśli nowa infekcja powoduje wyraźnie zwiększoną śmiertelność ludzi (w przeciwieństwie do infekcji występującej u osób, których stan zdrowia był i tak zagrożony), spowoduje to wzrost ogólnej liczby zgonów. Ale do tej pory nie stwierdzono żadnego statystycznego potwierdzenia nadmiernej liczby zgonów w żadnej części świata.
COVID-19 może zdecydowanie powodować poważne uszkodzenia dróg oddechowych u niektórych pacjentów, szczególnie u tych z już wcześniejszymi podobnymi problemami. Osoby starsze są bardziej narażone na takie ryzyko, ponieważ w ich przypadku dotyczy to wszelkiego rodzaju infekcji. Średnia wieku osób umierających we Włoszech wynosi 78,5 lat, przy dziewięciu na dziesięć zgonów pacjentów w wieku powyżej 70 lat. Oczekiwana długość życia we Włoszech, tj. liczba lat, których można dożyć, przy identycznych warunkach dla wszystkich, wynosi 82,5 roku. Ale warunki nie są identyczne dla wszystkich, gdy pojawia się nowy sezonowy wirus.
Z pewnością wydaje się rozsądne utrzymanie na jakiś czas dystansu społecznego, szczególnie w przypadku osób starszych i tych z obniżoną odpornością. Ale kiedy wprowadzane są drastyczne środki, powinny być one podejmowane w oparciu o jednoznaczne dowody. W przypadku COVID-19 dowody takie nie są klarowne. Blokada życia publicznego w Wielkiej Brytanii została wprowadzona na podstawie opracowanych modeli tego, co mogłoby się zdarzyć. Aby ocenić jakąkolwiek ich trafność potrzeba więcej szczegółowych informacji na temat tych modeli. Czy uwzględniają one korektę wieku osób podatnych na infekcje, czy biorą pod uwagę warunki istniejące wcześniej, zmieniającą się intensywność zarażeń, skutki sposobu rejestrowania zgonów, a także inne czynniki? Dostosowanie któregokolwiek z tych założeń powoduje, że wynik (i przewidywana liczba ofiar śmiertelnych) ulegają radykalnej zmianie.
Większość uzyskiwanych odpowiedzi na wątpliwości związane z COVID-19 związana jest z faktem, że wirus ten postrzegany jest w sposób, w jaki żaden wcześniej występujący wirus nie był do tej pory obserwowany. Sceny z włoskich szpitali pokazywane w mediach są szokujące i sprawiają, że odczuwamy dramatyczny strach. Jednak telewizja to nie to samo, co oparta na badaniach i niezbitych faktach nauka.
Oczywiście, różne blokady, zakazy i restrykcje spowalniają rozprzestrzenianie się COVID-19, co skutkuje mniejszą ilością przypadków. Kiedy jednak złagodzimy podjęte środki zapobiegawcze, ilość przypadków ponownie wzrośnie. Nie musi to jednak stanowić powodu do utrzymania blokad lub ograniczeń w bezpośrednich kontaktach międzyludzkich: rozprzestrzenianie się infekcji jest czymś, czego można się obawiać, jeśli mamy do czynienia z wyjątkowo agresywnym i śmiercionośnym wirusem. Dlatego sposób rejestracji odpowiednich danych jest tu niezwykle ważny. Jeśli nie sprecyzujemy kryteriów rejestrowania zgonów spowodowanych wyłącznie koronawirusem (w przeciwieństwie do samego zdiagnozowania go u tych pacjentów, którzy zmarli z innych przyczyn), oficjalne dane mogą wykazać znacznie więcej zgonów z jego przyczyny niż faktycznie miało to w rzeczywistości miejsce. I co wtedy? Jak zmierzymy konsekwencje zdrowotne odbierania ludziom prawa do życia bez blokad i restrykcji, do normalnego wykonywania pracy zawodowej, do wypoczynku, praw, które odbieramy w celu ochrony przed przewidywanym zagrożeniem? Co skutkuje mniejszą ilością wyrządzonych szkód?
Debata moralna to nie życie kontra pieniądze. To życie kontra życie. Wiele miesięcy, a może nawet lat, zajmie nam zanim będziemy w stanie ocenić wszystkie konsekwencje tego, co czynimy. Szkody wyrządzone młodzieży w odniesieniu do ich edukacji, samobójstwa tych emocjonalnie mniej odpornych, wzrost problemów ze zdrowiem psychicznym w społeczeństwie, wyczerpanie funduszy przeznaczonych na inne problemy zdrowotne, z którymi moglibyśmy sobie dużo skuteczniej poradzić. Ci, którzy potrzebują pomocy medycznej w innych kwestiach niż koronawirus, teraz mogą jej nie otrzymać. A co z wpływem tej sytuacji na produkcję żywności i globalny handel oraz jej nieobliczalnych konsekwencji dla ludzi w każdym wieku, zwłaszcza w gospodarkach rozwijających się?
Władze państw na całym świecie twierdzą, że ich reakcje są odpowiedzią na informacje pochodzące ze świata nauki, a więc przyjęty sposób postępowania w Wielkiej Brytanii nie jest winą rządu, gdyż ten stara się działać odpowiedzialnie w oparciu o udzielone, naukowo poparte rekomendacje. Jednocześnie jednak rządy te muszą zdawać sobie sprawę, że pospiesznie realizowane badania naukowe dają prawie zawsze złe wyniki.
Zdecydowaliśmy się na działania zakrojone na niezwykłą skalę bez posiadania konkretnych dowodów, co może się przyczynić do pogłębienia i tak już występujących szkód, ze względu na niedopilnowanie właściwej jakości procedur naukowo-badawczych, uzasadniających nasze postępowanie.
W ciągu najbliższych kilku dni i tygodni musimy nadal krytycznie i bez zbędnych emocji analizować pojawiające się dane na temat COVID-19. Przede wszystkim musimy zachować obiektywizm i analizować to, co jest, a nie to, czego obawiamy się, że może się wydarzyć.
John Lee jest emerytowanym profesorem patologii i byłym konsultantem Narodowej Służby Zdrowia ds. patologii.
tłumaczenie: Hanna Baurowicz-Fujak dla strony Wiedzaochrania.pl
Powiązane artykuły na stronie „PRACowniA„:
👉 Czeka nas fiasko? W sprawie koronawirusa podejmujemy decyzje bez wiarygodnych danych
👉 Memento mori: Mało popularne przemyślenia na temat koronowirusa
Artykuł z Rzeczypospolitej:
👉 Czy Covid-19 na pewno jest groźniejszy od grypy?
Powiązane artykuły na SOTT.net [w jęz. angielskim]:
👉 Ground Control to Planet Lockdown: This is Only a Test
👉 Empty Hospitals? Where Are All The Coronavirus Patients?
👉 Coronavirus – Things You CANNOT Say About It
👉 Better Flu Season Than Average? Covid-19 Yet to Impact Europe’s Overall Mortality
👉 Manipulated Covid-19 Numbers Are Fueling Hysteria and Lock Downs
👉 Chloroquine vs. Big Pharma: Why France is Hiding a Cheap and Tested Virus Cure
👉 Is The Seasonal Flu TWICE As Deadly As Coronavirus? Things Not Adding Up
👉 European philosopher Giorgio Agamben on coronavirus: ‚The enemy is not outside, it is within us’
👉 The Covid-19 crisis: Defending humanity against the elite coup
https://www.euromomo.eu/index.html – śmiertelność w Europie
https://pulsmedycyny.pl/sezon-grypowy-2019-2020-liczba-zachorowan-i-zgonow-na-grype-982828
Prawdziwy z Ciebie talent i mistrz pióra z ogromną łatwością przekładasz myśli na słowa… trzymaj tak dalej, dbaj i pięlęgnuj swego bloga… Skąd czerpiesz tak ciekawe inspiracje ?