Doug DiPasquale
Sott.net
Wtorek, 12 kwietnia 2018 18:09 UTC

[komentarz do zdjęcia ↑ ] Nie dajcie się zwieść jego pseudo-pysznej wygodzie – to smoothie to trucizna!

Zważywszy na fakt, że stoimy przed zagrożeniem Trzeciej Wojny Światowej, stwierdziłem, iż należy zająć się tematem, któremu mainstreamowe media nie poświęcają zbyt wiele uwagi, tj. śmiertelnym koktajlom typu smoothies.

Przeglądając informacje w sieci, moją uwagę zwróciła historia 65-letniej kobiety, która doprowadziła do całkowitej niewydolności nerek wskutek zastosowania diety odtruwającej, polegającej na piciu „zielonych, oczyszczających smoothie” przez 10 dni. Z analizy jej przypadku wynika, że przed podjęciem diety jej nerki funkcjonowały normalnie, zaś w wyniku tej diety doszło do ich ostrego uszkodzenia, które skutkowało skrajną niewydolnością nerek.

Po przeczytaniu powyższych informacji z pewnością wielu zwolenników podobnych diet oczyszczających nie ukrywa zdziwienia graniczącego z niedowierzaniem!

Faktycznie, cała ta sprawa wydaje się przeczyć logice. Zielone smoothie są przecież powszechnie uważane za zdrowe i odżywcze napoje.

Oto fragment z przypadkowej strony internetowej dotyczącej zielonych smoothie:

Ten wspaniały napój może dokonać niesamowitych rzeczy dla świata, gdyż picie zielonego smoothie codziennie dodaje energii, aby zacząć dzień w najlepszej możliwej kondycji fizycznej, emocjonalnej, społecznej… i nie tylko!

Można by podsumować – „niesamowite!”

W „Simple Green Smoothies” [Po Prostu Zielone Smoothies] pomagamy Ci utrzymać zdrowie i dobrą kondycję fizyczną poprzez tworzenie przepisów i zaopatrywanie Cię w broń walczącą o Twój dobrobyt. Specjalnie dla Ciebie ułożyliśmy całe jadłospisy oparte wyłącznie na owocach i warzywach, abyś mógł odnieść jeszcze więcej fantastycznych korzyści.

Czyżbym się aż tak drastycznie pomylił nadając powyższy tytuł temu artykułowi? Przecież zielone smmothies nie tylko są zdrowe, stanowią wręcz niezbędne wyposażenie do wejścia i pozostania w błogim dobrobycie ciała i umysłu. A do tego, to sama najzdrowsza „surowizna”. Na stronach internetowych dowiadujemy się, że koktajle te są idealne na przeciążenie nerek i nadnerczy, uporczywe wzdęcia, stany zapalne organizmu, chroniczny brak odporności, ale także na walkę z zakażeniem wirusem Ebola, toksoplazmozą, itp. (OK, ostatnie dwie choroby już sobie z rozpędu dodałem). Tak więc, zgłębiając temat maksymalnej odnowy biologicznej trudno przestawić się na myślenie, że coś uważanego za apogeum zdrowia może okazać się czymś szkodliwym, a wręcz toksycznym. Jak teraz zmieniać świat i dokonywać cudów, jeśli nie można bez ograniczeń pić tego codziennego zielonego koktajlu, do którego regularnej dziennej dawki już zdążyliśmy się przyzwyczaić? To wcale nie brzmi fantastycznie.

Przyglądnijmy się więc fenomenowi smoothies. Wydaje się, że jednak nie należy utożsamiać zdrowia absolutnego z codziennym spożywaniem gęstego płynu, zastępującego jeden posiłek. Pomyśl tylko – każdy, kto intensywnie ćwiczy na siłowni musi wspomagać się płynami izotonicznymi, zawierającymi odpowiednie suplementy. W innym wypadku trudno mówić o pożądanych efektach wzmożonego wysiłku. Proteiny, bracie – tego Ci trzeba! Ale to nie te same białka, których dostarczysz organizmowi zjadając steka. Mięśnie potrzebują energii. Badania naukowe potwierdziły, że nie jesteś w stanie zbudować nienaturalnie zwiększonej masy mięśniowej, jeśli nie będziesz się wspomagał proteinami, lecz tymi dalekimi od wyłącznie naturalnych, gdyż wzbogaconymi nienaturalnymi smakami, dzięki którym są miłe dla podniebienia. Bez dawki takiego białka Twój wysiłek na siłowni nie może być traktowany serio, gdyż stanowi ono integralną, nieodzowną część treningu.

A ty w ogóle wyciskasz, brachu?

Ale co z tymi, którzy wcale nie chcą zbudować imponującej masy mięśniowej, natomiast chcą dbać o swoje zdrowie? Co jeśli natrafisz na sugestie przejścia na dietę opartą wyłącznie na warzywach? Odżywki proteinowe pójdą w odstawkę. W ich miejsce zaczniesz fascynować się smoothies – panaceum na wszystko dla aktywnych i jednocześnie wrażliwych na punkcie odtruwania organizmu, którzy śniadanie zaczynają od włączenia blendera, następnie popijają zielony koktajl w drodze do pracy zamiast tradycyjnej kawy, lub, o zgrozo, papierosa. Już w latach 50-tych XX w. rozpowszechniano widmo żywności, którą stanowić miałyby tabletki oraz płyny zapewniające odpowiednią ilość substancji odżywczych i nic poza tym. Któż miałby czas na delektowanie się smakiem? Podajcie mi, proszę, posiłek astronauty!

Należy jednocześnie stwierdzić, że nie ma nic złego w samych smoothie, choć mam nieodparte wrażenie, że za 50 lat będą one zapomnianym przeżytkiem (podobnie jak imprezy typu „fondue” z lat 60-tych). Sensownym wydaje się podejście, że ludzie ceniący swój czas będą odchodzić od, mimo wszystko, czasochłonnego procesu przygotowywania posiłków i w dodatku jeszcze ich przeżuwania (któż ma na to czas?), zaś wrzucenie wszystkiego do blendera i wyłącznie połykanie będzie stanowić formę oszczędzania czasu. Czy taką czynność można nazwać spożywaniem posiłku? Zdecydowanie nie. Idąc dalej, moglibyśmy nawet spróbować obejść konieczność żucia i połykania, aby zyskać dodatkowy czas, ale czy zdrowie również? Wyobrażam sobie na przykład zielony-smoothie-plaster…

Wygląda na to, że ktoś mnie uprzedził.

O to właśnie chodzi w przypadku krytyki smoothies. Po pierwsze nie zawsze zielone koktajle są smaczne, po drugie ich konsystencja jest dla naszego układu trawiennego nieco nieneutralna, gdyż on stworzony jest do funkcjonowania rozpoczynającego się od „rozkawałkowania” kęsa w jamie ustnej, a w trakcie tej czynności już przygotowuje się do pracy żołądek, wydzielając kwasy i enzymy trawienne. W przypadku smoothie zostaje gwałtownie zalany gęstą zawiesiną, kompletnie bez ostrzeżenia!

Podstawowym problemem związanym ze smoothie jest to, iż stanowią one jedynie ubogi substytut faktycznego posiłku. Nie ma znaczenia ile wchłoniesz tropikalnej super-substancji, nawet jeśli niezwykle bogatej w antyoksydanty, lecz te ostatnie nie są jedynymi substancjami odżywczymi, których powinien dostarczać Ci wartościowy posiłek. Białko i tłuszcze zwierzęce, witaminy rozpuszczalne w tłuszczach – to właśnie autentyczna super-żywność, a tego pijąc smoothie nie dostarczysz organizmowi (choć teoretycznie można wrzucić trochę smalcu, lub wołowinki do smoothie…). Ci, którzy raczą się smoothie, ale równocześnie wspomagają się koktajlami proteinowymi przynajmniej wyrównują powyższe deficyty, a ponadto zazwyczaj nie rezygnują z posiłków na korzyść wegetariańskich shake’ów.

Ale wróćmy do początku, czyli oczyszczania organizmu za pomocą smoothie. Pod-klasa smoothie zwana „zielone smoothie” to nie tylko termin wynikający z wyglądu tego koktajlu. Pomysł tak przygotowanej przekąski pojawił się, gdy stanęliśmy przed wyzwaniem w postaci zaleceń żywieniowych, aby spożywać 5 posiłków dziennie bogatych w owoce i warzywa, co dla większości ludzi było mało realne. Natomiast pomysł ich zmiksowania i wypicia okazał się praktycznie bardziej wykonalny. Surowy szpinak, jarmuż, sałata, dosłownie wszystko, co da się zgarnąć kosiarką, stanowi odpowiedni składnik do przygotowania smoothie, wystarczy, że jest zielone. Tu jednak sprawy zaczynają się komplikować, stając się śmiertelnie poważnymi.

Pewne zielone warzywa, zwłaszcza liściaste, zawierają związki zwane szczawianami. Niektóre z owoców jagodowych, a także soja i orzechy również są ich źródłem. W związku z tym, jeśli przygotowujemy sobie zielone smoothie z mlekiem sojowym, lub orzechowym to w istocie raczymy się substancją zawierającą końską dawkę szczawianów. Jeśli ich stężenie w naszym moczu jest zbyt wysokie, narażamy się na niebezpieczeństwo wyhodowania kamieni nerkowych. Powtórzę więc, za naukowcami analizującymi ten problem: „Konsumpcja takich oczyszczających płynów podwyższa absorpcję szczawianów, powodując nadmierne wydalania kwasu szczawiowego z moczu oraz ostrą neuropatię szczawianową u pacjentów z predyspozycjami do tych czynników ryzyka.

Wracając do przykładu kobiety, podanego na początku, stwierdzono u niej właśnie takie predyspozycje i w wyniku swojego „eksperymentu” z oczyszczaniem organizmu 10-dniowym przyjmowaniem wyłącznie zielonych smoothie musiała poddać się zabiegowi żołądka, który polegał na przeprowadzeniu odpowiedniego bypassu, aby uniknąć nadmiernej absorpcji szczawianów. Ostatnio natomiast musiała przejść przedłużoną kurację antybiotykową, aby unieszkodliwić szczawiany neutralizujące bakterie jelitowe, co skutkowało jeszcze większą akumulację szczawianów w organizmie. Tak więc, pacjentka ta była zagrożona dużym ryzykiem gromadzenia nadmiernej ilości toksycznego kwasu szczawiowego w moczu, a tym samym niewydolnością nerek. W jej sytuacji ryzyko to było dużo wyższe niż w przypadku przeciętnego zwolennika smoothie.

A więc, pomimo hiperbolicznie przewrotnego tytułu tego artykułu, zielone smoothies nie są napojem śmiertelnym dla większości śmiertelników. Jednak, podobnie jak w przypadku każdej mody, ludzie często mają tendencje do popadania w przesadę, a tym samym ignorują wszelkie możliwe ryzyka. Robb Wolf skomentował to w następujący sposób:

Ludzie hołdują idei „oczyszczania”, a wraz z nią wszelka forma pseudonauki wkracza w każdy element ich codzienności.

Z jednaj strony jest to zniewalające uczucie jak usłyszysz poradę graniczącą z nakazem: „Jedz dużo zielonych warzyw, a szybko dojdziesz do idealnej kondycji i oczyścisz organizm z toksyn! Jeśli mały pęczek jarmużu jest zbawienny, to kilka jego kilogramów czyni cuda, nieprawdaż?!

Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że picie zielonych smoothie, nie będące dla wielu osób dobrym zamiennikiem pełnowartościowego posiłku, nie powinno być w ogóle opcją dla tych, którzy cierpią z powodu nadmiernej absorpcji szczawianów. Jest to kwestia nadal mało rozpropagowania, a spośród 9 milionów pełnych zachwytów komentarzy na temat „zielonych smoothie”, zaledwie 0,2% wspomina o problemie wchłaniania szczawianów.

Niewiele się to różni od setek, jeśli nie tysięcy reklam oczyszczających suplementów diety, polegających na wpajaniu ludziom półprawd, pominięciu wad, lub po prostu przekazywaniu nieprawdy. Detox brązowym ryżem, właściwą techniką oddychania, dietą alkaliczną (spożywanie wyłącznie surowej żywności), dietą wegańską, aż po regularne lewatywy oczyszczające jelito grube – wszystkie te trendy bazują na błędnych informacjach wynikających z przypuszczeń i ideologii, z których biorą się mylne wnioski, ale jednocześnie takie, w które ludzie chcą wierzyć, a tym samym wmawiają sobie, że to najprawdziwsza prawda, gdyż tak właśnie działa ludzka psychika i mentalność. Jeśli przyjrzymy się dokładniej książce „Master Cleanser” [Mistrz Oczyszczania] autorstwa Stanleya Burroughs’a, okaże się, że jakość przedstawionych w niej informacji pozostawia tak wiele do życzenia, iż trudno uwierzyć, że ktoś mógłby potraktować je poważnie.

Wydaje się, że era panowania Internetu ma pewne darwinowskie skrzywienie, tj. testuje umiejętności ludzi pod kątem ich umiejętności w rozeznaniu się pośród natłoku informacji i rozpoznaniu tych właściwych i wartościowych. Jeśli nie jesteś w stanie odnaleźć dobrej, własnej drogi w tym gąszczu i dotrzeć do obiektywnych rezultatów badań naukowych, a w zamian polegasz na samozwańczych guru proklamujących rewelacyjne, choć niesprawdzone rozwiązania, zdajesz się z własnej woli na niebezpieczeństwo poniesienia poważnych konsekwencji takiej strategii. A jak będziesz cierpiał, a może nawet umierał, czy Twój guru lub dietetyk będzie Cię w stanie cudownie uzdrowić, skoro sam do takiego stanu Cię doprowadził? Wnikliwość to cnota dzisiejszych czasów i prócz zdrowia i odżywiania dotyczy również całego spektrum innych problemów.

Podsumowując więc, należy stwierdzić, że choć przeciętny zwolennik zielonych smoothies nie ryzykuje ostrej niewydolności nerek, to jednak może zastanowi się po przeczytaniu tego artykułu, czy raczyć się tym napojem bez ograniczeń, a przynajmniej czy niezmiennie wzbogacać go dużą ilością zielonej surowizny, tryskającej szczawianami. Dobrym sposobem na żywność bogatą w szczawiany jest spożywanie jej w formie poddanej obróbce termicznej, pomimo tego, co głoszą zwolennicy żywności surowej, gdyż gotowanie neutralizuje szczawiany.

Są przecież uzasadnione powody, dla których ludzie zaczęli gotować żywność na pewnym etapie swojej ewolucji i z tej czynności do tej pory nie zrezygnowali.

A nasza babcia nie miała pojęcia o smoothies i też dożyła sędziwego wieku.


O AUTORZE: Doug DiPasquale jest holistycznym dietetykiem, entuzjastą stylu życia Paleo i dziennikarzem zajmującym się zdrowiem. Mieszka w Toronto w Kanadzie. Jest stałym współpracownikiem SOTT.net, „Dot Connector Magazine”, „Huffington Post Canada” i „The Food Network Canada”. Wnosi swój wkład także do wielu internetowych publikacji i blogów. Pasjonuje się odżywianiem człowieka, ujawnianiem kłamstw i błędnym myśleniem „policji żywnościowej”, a także informowaniem społeczeństwa o tym, jak jeść prawdziwe jedzenie – np. zastępując ten koktajl z pszenicy bekonem.


tłumaczenie: Hanna Baurowicz-Fujak dla strony Wiedzaochrania.pl